Muzyka

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Incredible cz. 5

Kellin nie odzywał się przez kolejne dni. Kilka razy dziennie spoglądałam przez okno łudząc się, że go ujrzę. Jednak ten wyczekiwany przeze mnie moment nie nastąpił. Czyżby był zazdrosny? Nieee.. To raczej było niemożliwe. Po pierwsze ewidentnie nie był mną zainteresowany, po drugie słyszałam pogłoski, że jedyne dziewczyny, które u niego bywały nie grały roli na dłuższą metę, były kolejną zdobyczą, a ja nie chciałam być jedną z nich.  Jedynym znajomym, który mi pozostał był Patt. Widywałam się z nim kilka razy dziennie. Był on jedyną osobą, która mną się interesowała. Nawet babcia zaczęła rzadziej dzwonić a z czasem w ogóle przestała dawać znaki życia, od czasu do czasu wysyła tylko kolejne SMS, że jej pobyt się przedłuży. Kellina nie widywałam już prawie drugi miesiąc, przyznam, że brakowało mi jego docinek.Zazwyczaj nasze spotkania polegały na szwędaniu się po mieście i opowiadania historyjek przez Pattrica. Aż do pewnego razu...
- Hej Calry!- wystraszył mnie, gdy siedziałam u siebie w pokoju.
- Cześć Patt.- uśmiechnęłam się- Jakieś konkretne plany na dziś?
 - Mam pewien pomysł.- uniósł brew do góry i podszedł bliżej- zamknij oczy i skrzyżuj ręce z tyłu.-nie zastanawiając się dłużej, wykonałam polecenie.

- Czy to jakaś twoja kolejna głupia gra typu "uwolnij się".
- Niezupełnie- zaśmiał się.- A teraz wstań, możesz otworzyć oczy jeżeli chcesz.
- Jeszcze jakieś życzenia?- zaśmiałam się.
- Tak. Nie krzycz.- odpowiedział chłodno.
- Czemu miałabym...- zaczęłam i chwilę później moja twarz wgnieciona była w poduszkę.
- Widzisz..- kontynuował, kiedy rozdzierał tylnią część mojej bluzki- Nasze pierwsze spotkanie było przypadkowe, jednak gdy zaczęłaś szukać informacji o tej mieścinie zrobiło się to dla mnie podejrzane, tym bardziej kiedy zobaczyłem, że kręci się wokół Ciebie ten kundel.  Na początku chciałem mu po prostu zrobić na złość i dlatego zacząłem się do Ciebie przystawiać.
- Nic tym nie zyskałeś. Kellin i ja nawet nie rozmawiamy ze sobą.- wycedziłam przez zęby- poza tym  zniknął.
- Tak, zauważyłem. Pewnie wyjechał ostrzec swoich znajomych w dalszym mieście, które było moim celem...
- Więc dlaczego tu jesteś?
- Przerywanie komuś jest niekulturalne Clary, czyżby nikt Cię nie uświadomił?- do mych uszu doszedł dźwięk rozpinanej torby.- Jestem tu przez Ciebie.
- Przeze mnie? Przecież nawet nie wiedziałam o Twoim istnieniu!- wybełkotałam.
- Szczerze mówiąc ja o Twoim też nie. Jednak gdy Cię spotkałem poczułem od Ciebie znajomą energię, może jesteś tego nieświadoma więc pozwól, że od razu sprostuję, Clary Black jesteś czarownicą, dokładnie taką samą jak twoja babka.
- Moja babcia?- wstrzymałam oddech.
- Tak, co prawda nie mam pojęcia, dlaczego sama uciekła zostawiając Cię tutaj. Przecież wiedziała.... Chwila...- rozległ się głos wyciąganego ostrza- Tommy Black został adoptowany przez nią, twoja matka jest zwykłym człowiekiem, więc Tommy był czarodziejem a Samantha nie miała o tym pojęcia... To dlatego jesteś tutaj a ona w kryjówce..
- Jeżeli moja babcia jest wiedźmą to raczej powinieneś się zacząć bać jej mocy, nieprawdaż?
- Widzisz Clary, twoja babka zrzekła się mocy, bo chciała aby jej rodzina była zwykłymi śmiertelnikami. Chciała ocalić przed łowcami zarówno swoje dzieci, wnuki jak i dalsze pokolenia.
Jednak nie przypuszczała, że jej adoptowany syn mógł mieć w sobie magię. A to ci pech.- zaśmiał się- Wracając do Ciebie moja droga, musiałem zdobyć jakoś twoje zaufanie, bym mógł przekonać się czy naprawdę jesteś wiedźmą. Postanowiłem się do Ciebie zbliżyć, na co tak łatwo mi pozwoliłaś, a wyjazd Kellina tylko uprościł moje zadanie.
- Kim Ty jesteś do cholery?!- warknęłam.
- Jestem Łowcą Czarownic, twoim zbawieniem. - przycisnął mnie bardziej do materaca. Chwilę późnej poczułam rozdzierający ból na plecach.- Zrobię Ci delikatne nacięcie, uwolnię Cię od tej klątwy, będziesz normalna, przynajmniej przez kilka godzin zanim umrzesz.- zaśmiał się.
- Dlaczego mi to robisz?!- krzyczałam w poduszkę dławiąc się łzami. Ostrze przesuwało się wzdłuż mych pleców rozdzierając skórę, dając wrażenie jakby palił ją żywy ogień.
- Takie jest moje powołanie. Nie miej mi tego za złe. Naprawdę Cię polubiłem - stwierdził z ironią. Nałożył lepką maź na otwartą ranę, po której czułam się jakby uchodziło ze mnie życie.- Dla pocieszenia mogę Ci powiedzieć, że zdarzają się przypadki, gdy młoda czarownica przeżywa ten rytuał. Więc nie wszystko jeszcze stracone, może umówimy się w późniejszym czasie na drinka.
- Jesteś chory! Kellin..- powiedziałam osłabiona.
- Jak już zauważyłaś Kellina tutaj nie ma. Więc umrzesz, co jest bardzo prawdopodobne w samotności.- zszedł ze mnie.- aa i nie próbuj żadnych tych  swoich czary mary, bo to tylko przyspieszy proces, nie zadziała a rana i tak się nie zagoi.- powiedział po czym wyszedł.
Byłam jeszcze na tyle silna, że postanowiłam się uwolnić. Palcami wyszukiwałam supła sznura. Gdy go znalazłam, z małym problemem go rozwiązałam. Podniosłam się na równe nogi. Podeszłam do lustra by sprawdzić co zrobił ze mną Pattric.
Czarna bluzka trzymała się na kilu centymetrach przy karku i dołu pleców, gdzie kończyła się rana, która była głęboka i wygladała obrzydliwie. Krew spływała z niej strumykami mieszając się z czarną mazią pokrywająca rozcięcie.
Na wpółprzytomna zeszłam schodami do salonu, po telefon. Pragnęłam tylko usłyszeć głos babci, chciałam go usłyszeć po raz ostatni, jednak po nieudanej próbie odpowiedziała mi SMS, że nie może rozmawiać. Zrezygnowana zasiadłam w fotelu uważając na plecy i cieszyłam się swoimi ostatnimi chwilami.





Gdy nastał wieczór, zaczęło się prawdziwe piekło. Rana zaczęła czerwienieć i robić się gorąca a z czasem zaczęła syczeć i palić skórę wokół siebie. Kolejnym bonusem była gorączka i poty, które zaczęły skraplać się na całym ciele towarzyszące nasilającemu się osłabieniu.
Kiedy dochodziła 22:00 rozległ się dzwonek do drzwi.
-Ktoż byłby moim ostatnim gościem? -zaśmiałam się przez łzy. Jednak miałam ochotę spędzić te chwile w samotności i postanowiłam nie otwierać.
Mijały kolejne minuty a natarczywy gość wciąż dobijał się do drzwi, aż w końcu postanowił się odezwać.
-Clary to ja.- usłyszałam znajomy głos jednak nie od razu go rozpoznałam.- przepraszam za moje ostatnie zachowanie, głupio wyszło. Nie powinienem wybierać Ci znajomych ale chcę żebyś wiedziała, że Pattric nie jest dobrą osobą.- mówił przez nie.
Ostatkiem sił podniosłam się z miejsca i mozolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi.
-Głupio wyszło, wiem.- powiedział, kiedy trzymałam już klamkę.
-Wyjechałeś- szepnęłam, co sprawiło mi ogromną trudność, jednak wiedziałam, że Kellin usłyszał- nie odezwałeś się ani razu, zostawiłeś mnie z nim wiedząc kim jest.
-Clary o czym Ty mówisz?- zapytał zdenerwowany. Otworzyłam drzwi.
-O Łowcy Czarownic- szepnęłam.
-Cholera!- zrobił się bledszy ode mnie.Spojrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi jak smoła oczyma.
-Cholera to bardzo adekwatne słowo co do sytuacji.- uśmiechnęłam się.
-Czy on..
-Myślisz o tym?- odwróciłam się do niego plecami.

-Zabiję skurwysyna!- tryskała z niego wsciekłość, gotowy był odwrocić się i go znaleźć jednak ja wolałam, żeby został.
-Czy chciałbyś zostać moim towarzyszem do końca nocy? Mojej ostaniej, tak mi się wydaje.-zdobyłam się na uśmiech.
-O czym Ty mówisz?-zapytał przerażony. Wziął mnie delikatnie na ręce i ruszył w stronę sofy. Usiadł na niej a ja pozostawałam na nim siedząc okrakiem i wtulając głowę w jego ramię.

-Chyba wiesz jak to działa.
-Tak ale jest szansa, że..- zaczął.
-Że przeżyję? Kellin ledwo co mogę mowić, ja już czuję, że odpływam.
-Clary przepraszam, gdybym Ci powiedział, gdybym nie wyjechał.
-To nie twoja wina, przecież mnie ostrzegałeś.- oparłam dłonie o jego pierś i odsunęłam się, bo spojrzeć mu w oczy.- obiecaj mi, że go powstrzymasz przed dalszym działaniem.
-Clary, proszę nie...- jego oczy wypełniły się łzami.

-Obiecaj...
-Obiecuję.
-Jestem strasznie zmęczona..-opadłam na jego tors.
-Wytrzymaj proszę..-zacisnął szczękę.
-Muszę się tylko chwilę przespać i będzie dobrze- składałam.
-Nie zasypiaj-usłyszałam- Clary otwórz oczy, błagam Cię.-poczułam jego ciepłe dłonie na mojej twarzy-Clary, proszę!
Zrobiło mi się ciepło. W ciemnej otchłani zauważyłam babcię. Szła w moją stronę.

-Clarisso-szepnęła.
-Babciu co się dzieje? Dlaczego nie odbierałaś? Gdzie jesteś?
-Czy on Ci coś zrobił?
-Wiedziałaś ze byłam taka jak Ty?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Kochanie, gdybym wiedziała nigdy bym Cię nie zostawiła, przepraszam. Przepraszam, ze byłam tak lekkomyślna. Podejrzewałam, ze Tommy był inny, że posiadał magię lecz to zlekceważyłam. Nie powinnam była. A teraz moja wnuczka umiera i to przeze mnie- łzy spływałaby po jej policzkach.
-Jeżeli ja umieram, to dlaczego Cię widzę.- w geście uniosła tylko ramiona.-Babciu nie... Proszę powiedz mi, ze to się nie dzieje naprawdę.
-Umarłam.- to słowo rozległo się w mojej głowie niczym echo. - ale obiecuję Ci, że Ty przeżyjesz.
-Dlaczego? Ja nie chcę.. Być znowu sama- rzucałam między płaczem.
-Nie jesteś sama. Masz Kellina, to dobry chłopak, tylko samotny i trochę zagubiony. Możesz mu zaufać.
Poczułam jak wszystko się trzęsie.
-Co się dzieje?
-Wracasz do świata żywych. Powstrzymajcie łowcę. Nie może dalej zabijać.
-Babciu nie!
-Gdy będziesz chciała się ze mną skontaktować wystarczy, że o tym pomyślisz. Musisz uaktywnić swoją magię za wszelką cenę.
-Ale ja już jej nie mam!
-Clary twój ojciec to Troy, Troy Royals. Najpotężniejszy czarodziej czarnej magii, która wraz z jego śmiercią przeszła na Ciebie.
Biały strumień światła rozbłysnął pochłaniając całą ciemność.

-Clary...-otworzyłam oczy.
-Kellin..- powiedziałam niemal bezgłośnie.


-Myślałem..
-Że tak łatwo się mnie pozbędziesz?-zaśmiałam się wciąż siedząc na nim.
-Twoje plecy się zregenerowały.- rzeczywiście, nie czułam już bólu. Podeszłam do lustra i ujrzałam bliznę przebiegającą wzdłuż kręgosłupa. Plecy miałam czyste, Kellin musiał je obmyć. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem bez koszulki, w samym staniku.
-Prawie wykitowałam a Ty już mnie rozbierasz?- uniosłem brew.
-Ja tylko chciałem... Dlaczego mi nie powiedziałaś, że byłaś czarownicą?- zapytał oskarżycielskim tonem- wtedy wszystko byłoby inaczej.
-Wyjechałeś.-przypomniałam zakładając luźną koszulkę.-zaczekaj tu chwilę.- powiedziałam, po czym pobiegłam do swojego pokoju i wyciągnęłam ze skrytki księgę.
Gdy wróciłam do salonu Kellin stał wpatrując się w płomień kominka.
Zatrzymałam się aby przez chwilę móc mu się przyjrzeć. Przez ten miesiąc zdołał nieźle przybrać mięśni, które napinały się pod jego obcisłą koszulką. Na jego twarzy można było dostrzec delikatny zarost, z którym wyglądał bardzo pociągająco. Ciekawe jakby wyglądał bez koszulki...
-Czy zawsze twoje serce tak mocno dudni czy wyobrażasz sobie jakieś erotyczne sceny ze mną w roli głównej.- uśmiechnął się i podszedł do mnie.
-Nie pozwalaj sobie- oblałam się rumieńcem.
-Czyżbym Cię zawstydził- musnął dłonią mój policzek.
-Za wysoko się oceniasz.
Kiedy jego usta znajdowały się kilka centymetrów od moich rozległo się pukanie do drzwi.
-Powinnam otworzyć- odsunęłam się.
-Czy jest tutaj Kellin? Powiedział, że musi iść przekazać coś sąsiadce i nie ma go już od dwóch godzin.- przed moimi oczami stanęła blond niunia w różowych ciuszkach i kilogramem makijażu. Spojrzałam na Kellina, który pospiesznie ruszył w naszą stronę.
Tak, rzeczywiście mogłam mu ufać. Kiedy stanął przy barbie, spojrzał na mnie a potem przeniósł
wzrok na księgę, którą trzymałam w prawej ręce.
-Przyjdę za chwilę-powiedział do dziewczyny.
-Ale Kell czekam już na ciebie od kilku godzin, poza tym mam dla Ciebie miłą niespodziankę jeśli wiesz co mam na myśli.- złapała go za tyłek.
-Tak Kell-rzuciłam drwiąco- myślę, że ona ma rację. Powinieneś już iść, najlepiej będzie jeżeli przestaniesz tu przychodzić. To niegrzeczne wobec twojej dziewczyny.
-O dzięks. Fajowsko, że zrozumiałaś.

-Clary- chciał coś powiedzieć lecz w porę zdążyłam zatrzasnąć drzwi.
-Dzięks- skrzywiłam się- nie chcę Cię widzieć- warknęłam wiedząc, że zdoła to jeszcze usłyszeć.- Kell.
Poszłam do swojego pokoju, musiałam wiedzieć więcej. Jedyną pomocną osobą była w tej sytuacji babcia Samantha.
-Babciu, potrzebuję Cię!-zacisnęłam oczy- naprawdę Cię potrzebuję. Musisz mi pomóc.
-Znajdź jezioro w głębi lasu, obok niego leży przewrócony pień, dziesięć kroków dalej
Znajdują się dwa wielkie głazy i jeden mniejszy. Wystarczy, że przesuniesz mniejszy. Tam znajdziesz odpowiedzi. Pospiesz się.- usłyszałam głos babci.
-Co tam jest? Jak to znajdę?- niestety nic więcej nie usłyszałam.- Pospiesz się-powiedziałam sama do siebie po czym zerwałam się z łóżka, wciągnęłam przez głowę bluzę. Spojrzałam jeszcze przez okno. Kellin stał w swoim i uważnie mi się przyglądał jakby próbował dowiedzieć się co zamierzam. Chwilę pózniej pojawiła się przy nim blond barbie łapiąc go za ramiona i podciągając do góry koszulkę. Spojrzałam na niego z pogardą i wybiegłam z domu.
Ciemny las, odgłosy zwierząt, obawa przed Pattem górowały nad moim spokojem. Jednak nie mogłam się poddać, liczył się czas, choć nie wiem dlaczego. Wiedziałam tylko, że aby znaleźć odpowiedzi muszę dostać się do wyznaczonego miejsca. Przez godzinę błąkałam się po lesie, szukając jeziora, do którego przypadkowo kiedyś dotarłam. W końcu poczułam nawiew orzeźwiającego powietrza, to musiało być tam. Kierowałam się orzeźwiającym wietrzykiem aż dotarłam do jeziora. Rozejrzałam się za przewalonym drzewem, znajdował się po mojej prawej stronie. Postąpiłam zgonie ze wskazówkami, które doprowadziły mnie do głazów. Nogą przesunęłam w lewo mały kamień, dzięki czemu dwa ogromne rozsunęły się ukazując wejście do ciemnej jaskini. Wzięłam jedną z pochodni znajdujących się na ścianie i oświetliłam nią pomieszczenie. Przyglądałam się wnętrzu, które wypełnione było głownie starymi księgami. Na środku stał stary skórzany fotel a naprzeciwko niego stół z jakimiś ziołami. Weszłam głębiej by móc lepiej się wszystkiemu przyjrzeć.
-Clarisso- usłyszałam ciepły, znajomy mi głos za plecami.
-Tata?-łzy wypełniały moje oczy, odwracając się spostrzegłam wysokiego bruneta z lekkim zarostem o zielonych oczach. Stał patrząc na mnie i uśmiechał się delikatnie. Podeszłam bliżej, chciała go przytulić, dotknąć lecz gdy wyciągnęłam rękę odsunął się.

-Jestem duchem, skarbie.
-Tato, to nie ma znaczenia, jesteś tu- mówiłam ocierając łzy.
-Moja córeczka, moja piękna, dojrzała córka.
-Pomóż mi, proszę, musisz mi pomóc.
-Clarisso, nie mogę. Żyjesz w normalnym świecie, nie mogę zaburzyć twojej rzeczywistości.
-Jeżeli chcesz powiedzieć, że mieszkanie obok wilka, prawda o tym kim się naprawdę jest, porzucenie przez matkę, smierć babci Samanthy, spotkanie łowcy czarownic, chwilowa smierć i przeżycie jakiego rytuału jest normalnym światem no to pozostaje mi tylko złożyć gratulacje i owacje na stojąco.
-Uparta jak ... Zaraz... Została Ci odebrana moc?
-Dokładnie tak. A teraz muszę powstrzymać Łowcę przed kolejnymi działaniami.
-Niedobrze, bardzo niedobrze.
-Powiedz mi jak uaktywnić w sobie czarną magię?
-Clarisso, nie możesz tego zrobić- przetarł dłonią czoło.- To Cię pochłonie, będziesz chciała tylko więcej i więcej aż skończy się na przywoływaniu demonów. Miałaś w sobie magię mojej matki Annet Welles, była ona silna lecz czysta oraz po moim ojcu i mnie Royalósw. Od setek lat nie słyszano o takim przypadku. Kiedy uaktywnisz magię Royalósw, czysta magia Wellesów zamieni czarną podwajając twoją siłę i zdolności. Jedyną osobą dorównującą Ci będzie Joahim Royals, mój brat, który będzie chciał Cię zabić.
-Dlaczego miałby to zrobić?
-Istnieje grupa nadprzyrodzonych, która kontroluje życie nadnaturalnych. Taka czarownica jak Ty byłaby ogromnym zagrożeniem dla naszego świta. Musieliby Cię wyeliminować.
-Dam sobie radę, nie będę się wychylać.- nalegałam.
-Skarbie, wystarczy, że ktoś z czarowników, wilków, wampirów spostrzeże twoje umiejętności doniesie o tym Casado. Nie bedą mieli problemu z wytropieniem Cię.
-Skąd to wiesz?
-Bo właśnie w ten sposób zginąłem.
-Jak to?- przeraziłam się.- twój własny brat Cię zabił?
-Nie chciałem się do nich przyłączyć, nie wiedział, że noszę inne nazwisko, bo zostałem adoptowany.
-To go nie usprawiedliwia.
-Nie mogę skazać Cię na smierć.
-Nie zrobisz tego, proszę Cię jedynie o pomoc, bym mogła znaleźć i powstrzymać Pattrica, zabójcę babci Samanthy jak i prawie mojego.
-Pattric Wood zabił Samanthę? Pozbawił Cię magii?
-Tak, jest łowcą.
-Wrócił, by pomścić ojca zajmując jego miejsce...Wybije wszystkich czarowników..
-Dlatego musisz mi pomóc.
-Ktoś nadchodzi, przesuń kamień na miejsce. Wróć tu jutro z rana a otrzymasz to czego chcesz.
-Kocham Cię tato.
-Ja Ciebie też kocham, Clarisso.- powiedział po czym zniknął gasząc pochodnię.
Postąpiłam zgodnie z nakazem ojca. Wychodząc na zewnątrz ogarnął mnie chłód nocnego lasu. Rozejrzałam się dookoła jednak nikogo nie zauważyłam. Ruszyłam więc przed siebie nie za bardzo wiedząc, w którym kierunku się udać aż w końcu się zgubiłam.
-W czymś pomóc?- z ciemności wyłonił się Kellin.

-Nie, dziękuję. Dam sobie radę.-usiadłam, żeby odpocząć- Gdzie Ken zgubił swoją barbie? Mówiłam Ci, że nie powinniśmy się widywać.
-Nie zawsze robię to co powinienem.
-Zupełnie Cię nie rozumiem.. - zaczęłam.
-Ja za to nie rozumiem dlaczego o północy włóczysz się po lesie.
-Pilnuj swojego nosa i dupy swojej dziewczyny- zadrwiłam.
-Ona nie jest moją dziewczyną.
-Ahh. No tak, wybacz, kolejnej przygody. Zaliczone, można odhaczyć.
-Nie powinnaś wierzyć we wszystko co usłyszysz.- mięśnie jego szczęki napięły się.
-Nie zawsze robię to co powinnam.
-Moje własne słowa użyte przeciw mnie. Ałć, to boli.
-Łącze się w żalu.
-Lubię, kiedy jesteś zazdrosna.
-Ja zazdrosna? Nie pochlebiaj sobie.
-Clary, przestań- kucnął przy mnie.- Przecież wiem, że Cię pociągam.
-Ani trochę- skłamałam czując jak buzują we mnie hormony.
-Potrafię wyczuć ludzkie emocje bardziej niż zwykły śmiertelny.
-Tak, więc co teraz czuję?
-Jesteś podniecona. Najchętniej zdarłabyś ze mnie ubranie i wtopiła się w moje soczyste usta.- cóż nie powiem, że tu musiałam przyznać mu rację. Lecz ciągle przed oczami miałam tą blond niunię.
-Twoje zmysły Cię zawodzą. A teraz byłabym wdzięczna gdybyś w czymś mi pomógł.
-Mam się rozebrać?- uśmiechnął się nonszalancko.
-Powiedz mi proszę, którędy dojdę do domu?
-Co dostanę w zamian?-podał mi rękę, pomagając mi wstać.
-Na kawę za późno.
-Na drinka w sam raz.
-Niech będzie.


-Za mną proszę-podał mi dłoń, niepewnie na nią spojrzałam.-Mam lepszy wzrok od Ciebie,  nie chciałbym żebyś straciła przednie zęby.- ujęłam ją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz