Muzyka

niedziela, 21 stycznia 2018

1 cz. Powieści z wattpad! Zapraszam !

Wstając rano z łóżka jak zawsze przejrzałam się w lustrze, by spojrzeć jak tym razem wygląda moja twarz. O dziwo, wszystko było w porządku. Wykonując poranną toaletę zastanawiałam się w jakim dziś będzie humorze. Ubrałam się w typowy dla mnie sposób: czarna bokserka z długimi dziurami oraz jeansy w tym samym kolorze. Do tego skórzana kurtka i botki na niewielkim obcasie. Rozejrzałam się po pokoju zanim zmierzyłam w stronę drzwi. Stare półki ciążyły na ledwo trzymających się w ścianie gwoździach, które w każdej chwili mogły wypaść. Łóżko znajdowało się po przeciwnej stronie, znad którego wkradały się pierwsze promienie słoneczne przez uchylone okno. W wolne miejsce, które zostało wciśnięto jeszcze małą szafę oraz stolik z krzesłem w mahoniowym odcieniu. Pomieszczenie było niewielkie lecz skośny dach dodawał mu uroku. Wszystko wyglądało tak zwyczajnie... Nikt by się nie domyślił co się wydarzyło w nim w niedalekiej przeszłości. Łapiąc plecak zamknęłam za sobą drzwi.


Schodziłam jak najciszej po schodach modląc się w duchu, by go nie obudzić. Zadowolona nacisnęłam na klamkę drzwi wyjściowych, czułam już tę wolność dopóki nie cofnęło mnie ostre szarpnięcie za włosy.
- Jak ty dziś wyglądasz cukiereczku....- pokręcił głową z poirytowaniem. Odór alkoholu jaki wydobywał się od niego był nie do zniesienia.- Mówiłem ci, że nie możesz tak się ubierać do szkoły.- popchnął mnie w stronę ściany.Przerażona wstrzymałam oddech, nie mogłam wydusić z siebie ani słowa- porozmawiamy jak wrócisz. A teraz wypad mała ździro, nie chcę cię widzieć przed 21. Mamy dziś z chłopakami małą imprezkę w domu.
- Znów sprowadzasz tu swoich meneli?
- E-e-e- pokręcił wskazującym palcem tuż przy moich oczach- lepiej uważaj na słowa. Nie chciałbym wyrzucić cię na bruk.- wgniótł moją twarz do ściany.
- Gdyby matka żyła..- wycedziłam przez zęby.
- Ale nie żyje! Ominęło cię to?- parsknął śmiechem.
- Zabiłeś ją!- odepchnęłam go z całej siły uwalniając się przy tym od bólu.
- Ahh Effy.. Oboje dobrze wiemy, że twoja mama była tak zachlana, że niestety wchodząc po schodach potknęła się i skręciła kark spadając z nich. To był tylko nieszczęśliwy wypadek..
- To wszystko twoja wina! To ty! Ty powinieneś być na jej miejscu! To ty ją zepchnąłeś! Widziałam wszystko...- Gdy wypowiedziałam te słowa wymierzył mi cios w policzek.
- Effy, jesteś psychicznie chora. Czy wzięłaś dziś swoje leki?- pogłaskał mnie po ramieniu- nie chciałbym żebyś znów wylądowała w psychiatryku.
- Nienawidzę cię, przeklinam dzień, w którym mama otworzyła przed tobą drzwi tego domu!


- Masz 19 lat a zachowujesz się jak głupia smarkula. Uważaj na słowa, bo wiesz, że do końca życia będziesz mieszkała w tym domu, a ja jako twój prawny opiekun razem z tobą- uśmiechał się szyderczo.
- Gdyby nie to, że ukryłeś testament dawno już mieszkałbyś ze swoimi menelami.
- Wypad na zajęcia, nie chcę cię do rana widzieć- szarpnięciem wypchał mnie przed drzwi- idź do któregoś z klientów mała szmato, a o żadnym testamencie sobie nie przypominam- trzasnął drzwiami.
Zimną dłonią chłodziłam obolały policzek. Nienawidziłam swojego ojczyma, był potworem. Zinsynuował moją chorobę psychiczną po to aby miał gdzie mieszkać i za co się utrzymywać. Byłam w pułapce, nic nie mogłam z tym zrobić.
Dotykając tyłu głowy poczułam mokrą maź, która okazała się być krwią. Wygrzebałam z plecaka chusteczki, wytarłam jedną z nich palce oraz otwartą ranę po czym ją wyrzuciłam i wsiadłam w pierwszy autobus jadący w stronę college'u.
Otworzyłam swoją szafkę i wyciągnęłam z niej książki do biologii. Gdy wkładałam książki do plecaka dziwnie się poczułam. Zerknęłam za siebie. Przy rzędzie przeciwnych szafek stał ciemnowłosy, wysoki chłopak. Miałam wrażenie, że jego niebieskie oczy wywiercały we mnie dziurę, aż w końcu zorientowałam się, że nie patrzy na mnie lecz na stojącą kilka centymetrów ode mnie skąpo ubraną blondynkę.
No tak, kto mógłby zainteresować się nawiedzoną Effy Michel.
- Michel!- nieopodal usłyszałam męski głos. Spojrzałam w tamtą stronę. Kapitan drużyny futbollowej właśnie przytulał swoją dziewczynę godną jego stanowiska. W brzuchu miałam wciąż to dziwne, nieznajome odczucie. Cały czas wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. "Może faktycznie jesteś wariatką"- pomyślałam i ruszyłam na zajęcia.

Jak zwykle usiadłam samotnie w ostatniej ławce. Mimo tego, że cała sala wykładowa zajęta była przez innych uczniów, nikt nie zwrócił uwagi na moją obecność. Rzuciłam książki na ławkę, która odpowiedziała mi pustym echem. Do sali wszedł pan Norman a za nim chłopak, którego dziś widziałam już pod szafkami.
- Witam państwa serdecznie. Widzę, że dziś wszyscy zaszczycili mnie swoją obecnością w przeciwieństwie do wczorajszego dnia. Jeśli myślicie, że to pomoże wam wynegocjować bal halloweenowy, to z przykrością informuję, iż dla mnie liczy się systematyczność.- ludzie wydali z siebie ciche jęki- niemniej jednak ten temat poruszymy w późniejszym czasie.
-Ekhem- chrypnął chłopak.
- A tak, to jest Evan Blackwood, nasz nowy uczeń. Przybył z....- Norman wykonał ruch brwiami w jego stronę.
- Z niedaleka- odpowiedział krótko.
- Tak, tak z niedaleka. Mam nadzieję, że nie sprawi ci trudności fakt, że musisz usiąść w oślej ławce ale najpierw skieruj się do sali obok po krzesło. Nie byliśmy przygotowani na nowego ucznia a wszystkie miejsca są już zajęte- spojrzał na chłopaka przepraszająco.
- Przepraszam, że panu przerwę ale na końcu sali widzę jedno wolne miejsce.- spojrzałam przez prawe ramię w poszukiwaniu miejsca, o którym mówił i z zaskoczeniem uświadomiłam sobie, że chodzi mu o moją ławkę.
- Usiądź lepiej w wyznaczonym przeze mnie miejscu chłopcze- pan Norman nie chciał być niegrzeczny, co nie do końca mu się udało.
- Nie ma takiej potrzeby- sfinalizował i ruszył w moją stronę.
- Powodzenia chłopaku- mruknął pod nosem.
- Cześć- rzucił zajmując miejsce. Położył książki na ławkę, na moje oko za daleko od siebie. Nie patrząc w jego stronę przesunęłam dłonią jego książki wytyczając tym niewidzialną granicę- okej, rozumiem.



Przez całe 50 minut nie przestawał znajdować pretekstu, by mnie zagadywać. A to o ołówek, długopis, ostatnią notatkę, charakter pana Normana, uczniów w szkole. Jako odpowiedź otrzymywał głuche skrobanie długopisu po kartce mojego zeszytu oraz brak reakcji z mojej strony. Gdy zabrzmiał dzwonek spakowałam swoje rzeczy i jako pierwsza wyszłam z sali. Czarnowłosy wybiegł za mną. Chwytając moje ramię spotkał się z cichym syknięciem oraz ugięciem jednej strony mojego ciała.
- Przepraszam, boli Cię coś?- nie ustępował.
- Tak, uszy od twojego głosu- przewróciłam oczami.
- Czyli jednak nie jesteś głucha, moje spostrzeżenia nie były trafne- zaśmiał się.



- Przepraszam, że cię rozczarowałam- ruszyłam do swojej szafki. Wrzuciłam do niej biologię a wyciągnęłam algebrę.
- Widzę, że algebrę też mamy wspólną.
- Ostudź swój zapał. Czego chcesz ode mnie?
- Właściwie to chciałem zapytać dlaczego prawie nikt cię nie kojarzy ale na ten moment bardziej interesuje mnie twój siniak na twarzy- uniósł brwi.



Bez słowa wyrwałam się szybkim chodem do szkolnej toalety,by jak najszybciej zobaczyć swoją twarz. Gdy stanęłam przed lustrem o mało co nie osunęłam się na nogach. Na prawym policzku wyłonił się duży fioletowo-żółty siniec. Nie zastanawiając się dłużej, trzęsącymi rękoma wyciągnęłam kosmetyczkę z plecaka i zakamuflowałam makijażem przebarwienie na twarzy. "On to widział, co jeśli teraz zgłosi to do szkolnego gabinetu?! John tym razem tego mi nie daruje i zamknie mnie w psychiatryku. Muszę coś wymyślić... Evan nie może pisnąć ani słowa"- złapałam się za głowę. " Effy, co ty mówisz, kogo obchodziłoby to jak wyglądasz, kogo obchodzi twój los? Jesteś niewidzialna, dokładnie tak jak chciałaś"- pokręciłam głową- "Przecież ten chłopak jeszcze dziś o tobie zapomni a ty robisz sztuczny szum, weź się w garść Eff". Wyszłam z łazienki pewnym krokiem kierując się na zajęcia do sali 326. Gdy do niej weszłam zauważyłam, że znów Evan zajął miejsce obok mnie. Z poirytowaniem rzuciłam książki na ławkę z głośnym echem, co było dla mnie specyficzne.
- A więc..-zaczął



- Przygotujcie proszę swoje kartki, przypominam, że dziś piszemy wejściówkę- przerwała mu pani Jones wchodząc do sali. W odpowiedzi posłałam Evanowi krzywy uśmiech, ciesząc się w duchu, że przez kolejne 50 minut moje uszy i poplątane myśli odpoczną a ja skupię się na pracy.




środa, 11 października 2017

Wattpad New! Zapraszam

Zapraszam do obserwowania mnie na Wattpad, gdzie zaczynam swoją pracę.
 Nazwa użytkownika: badwood132 

https://my.w.tt/UiNb/JbLItWjO6G
 Jeżeli podobały Wam się moje dotychczasowe prace zapraszam na Wattpada, tam niedługo pojawi sę nowe opowiadanie. A Tu krótka zapowiedź :

Znacie to postanowienie "nigdy więcej się nie zakocham"? Tak, ja też. Po wszystkim co wydarzyło się w moim życiu stworzyłam nową siebie. Postanowiłam nic nie czuć, nikomu nie ufać, nikogo do siebie nie dopuszczać. Wyrobiłam wokół siebie pewnego rodzaju barierę, przez którą nikt nie mógł się przedrzeć. Każdy po jakimś okresie czasu dawał sobie spokój, ponieważ zaczął sobie uświadamiać, że nie da się do mnie dotrzeć i odpuszczał. W końcu stałam się niezauważalna, co dawało mi wewnętrzny spokój. Aż do pewnego czasu.... Dopóki nie pojawił się on, zabójczo przystojny Evan o mięśniach niczym stal, kruczoczarnych włosach, skórze jak alabaster i morskich oczach, w których nawet przy przelotnym spojrzeniu można było utonąć. 25 października w szkole Jacksonhigh na rogu Easthill i Raversderc zjawił się Evan Blackwood i postanowił postawić moje życie na głowie. Ostatnia klasa okazała się być zrujnowaniem dotychczasowej Effy Michel, czyli mnie.








poniedziałek, 13 czerwca 2016

Incredible cz. 6

Wraz z Kellinem udałam się do pobliskiego pubu "Secretfire", gdzie wypiliśmy kilka drinków, po których naprawdę szumiało mi w głowie. Gdy zmierzaliśmy w stronę drzwi wyjściowych niespodziewanie odwracając się Kellin szarpnął mnie do tyłu i zasłonił swoim ciałem.
- Co..- urwałam, kiedy wychylając się spostrzegłam blond włosy oraz wpatrujące się we mnie błękitne oczy.
- Jeszcze tu jesteś? Chyba powinieneś znajdywać się już na drugim końcu świata- burknął wilkołak.
- Cóż, Ciebie również miło widzieć kolego. A jeszcze milej Ciebie, Clarisso Black.- potarł wskazującym palcem brodę.
- Zabiłeś moją babcię- szepnęłam z wrogością, upewniając się czy nikt na nas nie zwraca uwagi.
- Ahh.. Samantha, zrobiłbym to z wielką przyjemnością lecz muszę Cię skarbie niestety rozczarować- wydął wargi w smutnym uśmiechu.- klan mnie wyprzedził.
- Pattric, jeżeli nie znikniesz w ciągu 10 sekund z pola mojego wzroku, będziesz martwy- Kellin napiął mięśnie.
- Jak zwykle wtrącasz się w cudze sprawy, nie możesz znaleźć sobie miejsca, kundlu?
- Kellin, wychodzimy.- złapałam go za ramię.
- Właśnie tak myślałem- Patt arogancko się uśmiechnął- zastanawia mnie Clarisso, dlaczego właściwie jeszcze żyjesz? Ale nie martw się, prędzej czy później to rozgryzę. A z tym drinkiem, nie żartowałem- puścił mi oko.
- Twój czas się skończył- Kellin zrzucił moją dłoń, co mnie nieco zabolało. Z cichym warkotem zmniejszył odległość pomiędzy sobą a Pattricem.

Lecz wprawdzie czego ja się spodziewałam? Tego, że mnie posłucha? Przecież on nigdy tego nie robi. Brunet popchnął blondyna, w skutek czego dołączyli się do przepychanki inni mężczyźni pod mocnym wpływem alkoholu. Pub wyglądał niczym mata treningowa sztuk walk. Nie mogąc dłużej na to patrzeć jednym pchnięciem otworzyłam drzwi, znajdując się od razu na dworze.
Zastanawiając się pijaną głową, w którą stronę powinnam się udać, mój brzuch zaczął wydawać głośne bulgotanie. Wtedy mój wzrok zawisł na szyldzie sklepu "7eleven". Postanowiłam, że zrobię zakupy na pyszne spaghetti.
Wrzuciłam do koszyka potrzebne produkty oraz sama nie wiem dlaczego, kilka innych przypadkowo złapanych. Przy kasie 3 razy wprowadziłam błędny PIN do karty, tłumacząc się zaspaniem. Jednak tylko istota bez węchu była nie była w stanie poczuć odoru alkoholu tętniącego od mojej osoby. Zapłaciłam więc gotówką i wyszłam ze sklepu w dość slalomowy sposób.
- Tu jesteś, nie zauważyłem kiedy wyszłaś- Kellin dotrzymał mi kroku.
- Byłeś zbyt zajęty- zauważyłam.
- No.. tak.- zmieszał się- Właściwie to gdzie idziemy?
- Do domu i to ja idę, nie ty- spojrzałam na niego ukradkiem.
- Po pierwsze, mieszkamy obok siebie, więc idziemy tą samą drogą, po drugie nie zostawię Cię samej po ostatnich wydarzeniach, a po trzecie..
- No co?- wcięłam się mu w słowo- jakie jeszcze mądrości dziś serwujesz?
- Idziemy nie w tą stronę- wybuchnął śmiechem.
-  No tak, wiedziałam- odwróciłam się na pięcie.
- No pewnie- ponownie się zaśmiał.


                                                ******************************
- Chcesz spać w salonie czy w pokoju gościnnym?- zapytałam, gdy weszliśmy do mojego domu.
- A nie mogę u Ciebie?- zapytał dość poważnie.
- Tak, tak możesz. W takim razie ja prześpię się w salonie.- wypaliłam.
- Clary, od kiedy jesteś taka uprzejma?- uniósł brwi.
- Od kiedy jestem pijana- zaśmiałam się.
- Musisz częściej być w takim stanie.- weszliśmy do kuchni.
- Zgadzam się- rzuciłam reklamówkę z zakupami na kuchenny blat opierając się o niego plecami. Kellin położył ręce na blacie, tuż obok moich bioder, ograniczając przy tym moje ruchy.
- Co masz zamiar zrobić?- spojrzał na mnie. W odpowiedzi wstrzymałam oddech, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Zapadła głucha cisza- z tego co kupiłaś?- dodał widząc moją reakcję.

- Z tego... co.. kupiłam.. tak- wyjąkałam- coś zrobię, jutro. Możliwe.- mówiłam jak idiotka. Wzięłam zakupy i włożyłam je do lodówki. Odwracając się zderzyłam się z jego ciałem. Uniosłam glowę i spojrzałam w jego oczy. Czekał na mój ruch, a może to ja na jego? Nie wiedziałam, czy czegoś ode mnie oczekuje, czy jest może na odwrót. Prawą dłonią dotknął mojego policzka. Moje myśli nachodziły na siebie zbiorowo. Co mam zrobić?!
- Kellin- zaczęłam.Udając, że nie usłyszał moich słów zbliżył powoli swoje wargi do moich i zamknął je w pocałunku. Początkowo byłam na tyle zaskoczona, że nie mogłam się ruszyć, lecz po chwili oprzytomniałam i oddałam pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz namiętniejszy. Rozchylił moje wargi swoim językiem wtargając do mych ust. Z łatwością posadził mnie na blacie, by nie dzielił nas jego wzrost. Nie odrywając od niego ust przesunęłam się na krawędź blatu, by mieć z nim jak najbliższy kontak. Zatopił ręce w moich włosach, natomiast moje powędrowały ku jego pośladkom.

- Mmmm.- mruknął uśmiechając się. Nie wytrzymałam i w odpowiedzi wybuchnęłam śmiechem.- Nie chciałem Cię rozproszyć- założył pasmo moich włosów za ucho, nie przestawając ukazywać śnieżnobiałych zębów.
- Ktoś już zdążył Cię uprzedzić- założyłam ręce na jego szyję.
- Tak, a kto taki?- nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Rozpala mnie jak nikt inny, przez niego nie mogę trzeźwo myśleć i ma około 40%
- Wiedziałem, że to ten cholerny Jack. - oparł dłonie na moich biodrach.- Więcej już się z nim nie spotkasz, a tymczasem zabieram Cię do twojej sypialni.- wziął mnie na barana.
- Czy odbędzie się tam kontynuacja dzisiejszej nocy?- przejechałam palcami po jego ramieniu.
- Tak, pójdziesz spać żebyś rozstała się raz na dobre z Jackiem. - nogą otoczył drzwi do mojego pokoju, zaraz po tym jak wniósł mnie po schodach.
- A Ty gdzie będziesz spał?- położył mnie na łóżku.
-  No jak to gdzie? Przecież zgodziłaś się żebym tutaj spał. Znaj moją dobrą duszę, nie musisz spać w salonie- zdjął koszulkę i położył się obok.- śpij.
- Nie mogę. - odpowiedziałam.
- Jeżeli chodzi o Pattrica...
- Nie mogę zasnąć, myśląc, że śpisz obok bez koszulki.- wtrąciłam. Nie odpowiadając, przysunął się bliżej zamykając mnie w żelaznym uścisku, a kiedy się obudziłam.. no cóż... już go nie było.





Incredible cz. 5

Kellin nie odzywał się przez kolejne dni. Kilka razy dziennie spoglądałam przez okno łudząc się, że go ujrzę. Jednak ten wyczekiwany przeze mnie moment nie nastąpił. Czyżby był zazdrosny? Nieee.. To raczej było niemożliwe. Po pierwsze ewidentnie nie był mną zainteresowany, po drugie słyszałam pogłoski, że jedyne dziewczyny, które u niego bywały nie grały roli na dłuższą metę, były kolejną zdobyczą, a ja nie chciałam być jedną z nich.  Jedynym znajomym, który mi pozostał był Patt. Widywałam się z nim kilka razy dziennie. Był on jedyną osobą, która mną się interesowała. Nawet babcia zaczęła rzadziej dzwonić a z czasem w ogóle przestała dawać znaki życia, od czasu do czasu wysyła tylko kolejne SMS, że jej pobyt się przedłuży. Kellina nie widywałam już prawie drugi miesiąc, przyznam, że brakowało mi jego docinek.Zazwyczaj nasze spotkania polegały na szwędaniu się po mieście i opowiadania historyjek przez Pattrica. Aż do pewnego razu...
- Hej Calry!- wystraszył mnie, gdy siedziałam u siebie w pokoju.
- Cześć Patt.- uśmiechnęłam się- Jakieś konkretne plany na dziś?
 - Mam pewien pomysł.- uniósł brew do góry i podszedł bliżej- zamknij oczy i skrzyżuj ręce z tyłu.-nie zastanawiając się dłużej, wykonałam polecenie.

- Czy to jakaś twoja kolejna głupia gra typu "uwolnij się".
- Niezupełnie- zaśmiał się.- A teraz wstań, możesz otworzyć oczy jeżeli chcesz.
- Jeszcze jakieś życzenia?- zaśmiałam się.
- Tak. Nie krzycz.- odpowiedział chłodno.
- Czemu miałabym...- zaczęłam i chwilę później moja twarz wgnieciona była w poduszkę.
- Widzisz..- kontynuował, kiedy rozdzierał tylnią część mojej bluzki- Nasze pierwsze spotkanie było przypadkowe, jednak gdy zaczęłaś szukać informacji o tej mieścinie zrobiło się to dla mnie podejrzane, tym bardziej kiedy zobaczyłem, że kręci się wokół Ciebie ten kundel.  Na początku chciałem mu po prostu zrobić na złość i dlatego zacząłem się do Ciebie przystawiać.
- Nic tym nie zyskałeś. Kellin i ja nawet nie rozmawiamy ze sobą.- wycedziłam przez zęby- poza tym  zniknął.
- Tak, zauważyłem. Pewnie wyjechał ostrzec swoich znajomych w dalszym mieście, które było moim celem...
- Więc dlaczego tu jesteś?
- Przerywanie komuś jest niekulturalne Clary, czyżby nikt Cię nie uświadomił?- do mych uszu doszedł dźwięk rozpinanej torby.- Jestem tu przez Ciebie.
- Przeze mnie? Przecież nawet nie wiedziałam o Twoim istnieniu!- wybełkotałam.
- Szczerze mówiąc ja o Twoim też nie. Jednak gdy Cię spotkałem poczułem od Ciebie znajomą energię, może jesteś tego nieświadoma więc pozwól, że od razu sprostuję, Clary Black jesteś czarownicą, dokładnie taką samą jak twoja babka.
- Moja babcia?- wstrzymałam oddech.
- Tak, co prawda nie mam pojęcia, dlaczego sama uciekła zostawiając Cię tutaj. Przecież wiedziała.... Chwila...- rozległ się głos wyciąganego ostrza- Tommy Black został adoptowany przez nią, twoja matka jest zwykłym człowiekiem, więc Tommy był czarodziejem a Samantha nie miała o tym pojęcia... To dlatego jesteś tutaj a ona w kryjówce..
- Jeżeli moja babcia jest wiedźmą to raczej powinieneś się zacząć bać jej mocy, nieprawdaż?
- Widzisz Clary, twoja babka zrzekła się mocy, bo chciała aby jej rodzina była zwykłymi śmiertelnikami. Chciała ocalić przed łowcami zarówno swoje dzieci, wnuki jak i dalsze pokolenia.
Jednak nie przypuszczała, że jej adoptowany syn mógł mieć w sobie magię. A to ci pech.- zaśmiał się- Wracając do Ciebie moja droga, musiałem zdobyć jakoś twoje zaufanie, bym mógł przekonać się czy naprawdę jesteś wiedźmą. Postanowiłem się do Ciebie zbliżyć, na co tak łatwo mi pozwoliłaś, a wyjazd Kellina tylko uprościł moje zadanie.
- Kim Ty jesteś do cholery?!- warknęłam.
- Jestem Łowcą Czarownic, twoim zbawieniem. - przycisnął mnie bardziej do materaca. Chwilę późnej poczułam rozdzierający ból na plecach.- Zrobię Ci delikatne nacięcie, uwolnię Cię od tej klątwy, będziesz normalna, przynajmniej przez kilka godzin zanim umrzesz.- zaśmiał się.
- Dlaczego mi to robisz?!- krzyczałam w poduszkę dławiąc się łzami. Ostrze przesuwało się wzdłuż mych pleców rozdzierając skórę, dając wrażenie jakby palił ją żywy ogień.
- Takie jest moje powołanie. Nie miej mi tego za złe. Naprawdę Cię polubiłem - stwierdził z ironią. Nałożył lepką maź na otwartą ranę, po której czułam się jakby uchodziło ze mnie życie.- Dla pocieszenia mogę Ci powiedzieć, że zdarzają się przypadki, gdy młoda czarownica przeżywa ten rytuał. Więc nie wszystko jeszcze stracone, może umówimy się w późniejszym czasie na drinka.
- Jesteś chory! Kellin..- powiedziałam osłabiona.
- Jak już zauważyłaś Kellina tutaj nie ma. Więc umrzesz, co jest bardzo prawdopodobne w samotności.- zszedł ze mnie.- aa i nie próbuj żadnych tych  swoich czary mary, bo to tylko przyspieszy proces, nie zadziała a rana i tak się nie zagoi.- powiedział po czym wyszedł.
Byłam jeszcze na tyle silna, że postanowiłam się uwolnić. Palcami wyszukiwałam supła sznura. Gdy go znalazłam, z małym problemem go rozwiązałam. Podniosłam się na równe nogi. Podeszłam do lustra by sprawdzić co zrobił ze mną Pattric.
Czarna bluzka trzymała się na kilu centymetrach przy karku i dołu pleców, gdzie kończyła się rana, która była głęboka i wygladała obrzydliwie. Krew spływała z niej strumykami mieszając się z czarną mazią pokrywająca rozcięcie.
Na wpółprzytomna zeszłam schodami do salonu, po telefon. Pragnęłam tylko usłyszeć głos babci, chciałam go usłyszeć po raz ostatni, jednak po nieudanej próbie odpowiedziała mi SMS, że nie może rozmawiać. Zrezygnowana zasiadłam w fotelu uważając na plecy i cieszyłam się swoimi ostatnimi chwilami.





Gdy nastał wieczór, zaczęło się prawdziwe piekło. Rana zaczęła czerwienieć i robić się gorąca a z czasem zaczęła syczeć i palić skórę wokół siebie. Kolejnym bonusem była gorączka i poty, które zaczęły skraplać się na całym ciele towarzyszące nasilającemu się osłabieniu.
Kiedy dochodziła 22:00 rozległ się dzwonek do drzwi.
-Ktoż byłby moim ostatnim gościem? -zaśmiałam się przez łzy. Jednak miałam ochotę spędzić te chwile w samotności i postanowiłam nie otwierać.
Mijały kolejne minuty a natarczywy gość wciąż dobijał się do drzwi, aż w końcu postanowił się odezwać.
-Clary to ja.- usłyszałam znajomy głos jednak nie od razu go rozpoznałam.- przepraszam za moje ostatnie zachowanie, głupio wyszło. Nie powinienem wybierać Ci znajomych ale chcę żebyś wiedziała, że Pattric nie jest dobrą osobą.- mówił przez nie.
Ostatkiem sił podniosłam się z miejsca i mozolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi.
-Głupio wyszło, wiem.- powiedział, kiedy trzymałam już klamkę.
-Wyjechałeś- szepnęłam, co sprawiło mi ogromną trudność, jednak wiedziałam, że Kellin usłyszał- nie odezwałeś się ani razu, zostawiłeś mnie z nim wiedząc kim jest.
-Clary o czym Ty mówisz?- zapytał zdenerwowany. Otworzyłam drzwi.
-O Łowcy Czarownic- szepnęłam.
-Cholera!- zrobił się bledszy ode mnie.Spojrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi jak smoła oczyma.
-Cholera to bardzo adekwatne słowo co do sytuacji.- uśmiechnęłam się.
-Czy on..
-Myślisz o tym?- odwróciłam się do niego plecami.

-Zabiję skurwysyna!- tryskała z niego wsciekłość, gotowy był odwrocić się i go znaleźć jednak ja wolałam, żeby został.
-Czy chciałbyś zostać moim towarzyszem do końca nocy? Mojej ostaniej, tak mi się wydaje.-zdobyłam się na uśmiech.
-O czym Ty mówisz?-zapytał przerażony. Wziął mnie delikatnie na ręce i ruszył w stronę sofy. Usiadł na niej a ja pozostawałam na nim siedząc okrakiem i wtulając głowę w jego ramię.

-Chyba wiesz jak to działa.
-Tak ale jest szansa, że..- zaczął.
-Że przeżyję? Kellin ledwo co mogę mowić, ja już czuję, że odpływam.
-Clary przepraszam, gdybym Ci powiedział, gdybym nie wyjechał.
-To nie twoja wina, przecież mnie ostrzegałeś.- oparłam dłonie o jego pierś i odsunęłam się, bo spojrzeć mu w oczy.- obiecaj mi, że go powstrzymasz przed dalszym działaniem.
-Clary, proszę nie...- jego oczy wypełniły się łzami.

-Obiecaj...
-Obiecuję.
-Jestem strasznie zmęczona..-opadłam na jego tors.
-Wytrzymaj proszę..-zacisnął szczękę.
-Muszę się tylko chwilę przespać i będzie dobrze- składałam.
-Nie zasypiaj-usłyszałam- Clary otwórz oczy, błagam Cię.-poczułam jego ciepłe dłonie na mojej twarzy-Clary, proszę!
Zrobiło mi się ciepło. W ciemnej otchłani zauważyłam babcię. Szła w moją stronę.

-Clarisso-szepnęła.
-Babciu co się dzieje? Dlaczego nie odbierałaś? Gdzie jesteś?
-Czy on Ci coś zrobił?
-Wiedziałaś ze byłam taka jak Ty?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Kochanie, gdybym wiedziała nigdy bym Cię nie zostawiła, przepraszam. Przepraszam, ze byłam tak lekkomyślna. Podejrzewałam, ze Tommy był inny, że posiadał magię lecz to zlekceważyłam. Nie powinnam była. A teraz moja wnuczka umiera i to przeze mnie- łzy spływałaby po jej policzkach.
-Jeżeli ja umieram, to dlaczego Cię widzę.- w geście uniosła tylko ramiona.-Babciu nie... Proszę powiedz mi, ze to się nie dzieje naprawdę.
-Umarłam.- to słowo rozległo się w mojej głowie niczym echo. - ale obiecuję Ci, że Ty przeżyjesz.
-Dlaczego? Ja nie chcę.. Być znowu sama- rzucałam między płaczem.
-Nie jesteś sama. Masz Kellina, to dobry chłopak, tylko samotny i trochę zagubiony. Możesz mu zaufać.
Poczułam jak wszystko się trzęsie.
-Co się dzieje?
-Wracasz do świata żywych. Powstrzymajcie łowcę. Nie może dalej zabijać.
-Babciu nie!
-Gdy będziesz chciała się ze mną skontaktować wystarczy, że o tym pomyślisz. Musisz uaktywnić swoją magię za wszelką cenę.
-Ale ja już jej nie mam!
-Clary twój ojciec to Troy, Troy Royals. Najpotężniejszy czarodziej czarnej magii, która wraz z jego śmiercią przeszła na Ciebie.
Biały strumień światła rozbłysnął pochłaniając całą ciemność.

-Clary...-otworzyłam oczy.
-Kellin..- powiedziałam niemal bezgłośnie.


-Myślałem..
-Że tak łatwo się mnie pozbędziesz?-zaśmiałam się wciąż siedząc na nim.
-Twoje plecy się zregenerowały.- rzeczywiście, nie czułam już bólu. Podeszłam do lustra i ujrzałam bliznę przebiegającą wzdłuż kręgosłupa. Plecy miałam czyste, Kellin musiał je obmyć. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem bez koszulki, w samym staniku.
-Prawie wykitowałam a Ty już mnie rozbierasz?- uniosłem brew.
-Ja tylko chciałem... Dlaczego mi nie powiedziałaś, że byłaś czarownicą?- zapytał oskarżycielskim tonem- wtedy wszystko byłoby inaczej.
-Wyjechałeś.-przypomniałam zakładając luźną koszulkę.-zaczekaj tu chwilę.- powiedziałam, po czym pobiegłam do swojego pokoju i wyciągnęłam ze skrytki księgę.
Gdy wróciłam do salonu Kellin stał wpatrując się w płomień kominka.
Zatrzymałam się aby przez chwilę móc mu się przyjrzeć. Przez ten miesiąc zdołał nieźle przybrać mięśni, które napinały się pod jego obcisłą koszulką. Na jego twarzy można było dostrzec delikatny zarost, z którym wyglądał bardzo pociągająco. Ciekawe jakby wyglądał bez koszulki...
-Czy zawsze twoje serce tak mocno dudni czy wyobrażasz sobie jakieś erotyczne sceny ze mną w roli głównej.- uśmiechnął się i podszedł do mnie.
-Nie pozwalaj sobie- oblałam się rumieńcem.
-Czyżbym Cię zawstydził- musnął dłonią mój policzek.
-Za wysoko się oceniasz.
Kiedy jego usta znajdowały się kilka centymetrów od moich rozległo się pukanie do drzwi.
-Powinnam otworzyć- odsunęłam się.
-Czy jest tutaj Kellin? Powiedział, że musi iść przekazać coś sąsiadce i nie ma go już od dwóch godzin.- przed moimi oczami stanęła blond niunia w różowych ciuszkach i kilogramem makijażu. Spojrzałam na Kellina, który pospiesznie ruszył w naszą stronę.
Tak, rzeczywiście mogłam mu ufać. Kiedy stanął przy barbie, spojrzał na mnie a potem przeniósł
wzrok na księgę, którą trzymałam w prawej ręce.
-Przyjdę za chwilę-powiedział do dziewczyny.
-Ale Kell czekam już na ciebie od kilku godzin, poza tym mam dla Ciebie miłą niespodziankę jeśli wiesz co mam na myśli.- złapała go za tyłek.
-Tak Kell-rzuciłam drwiąco- myślę, że ona ma rację. Powinieneś już iść, najlepiej będzie jeżeli przestaniesz tu przychodzić. To niegrzeczne wobec twojej dziewczyny.
-O dzięks. Fajowsko, że zrozumiałaś.

-Clary- chciał coś powiedzieć lecz w porę zdążyłam zatrzasnąć drzwi.
-Dzięks- skrzywiłam się- nie chcę Cię widzieć- warknęłam wiedząc, że zdoła to jeszcze usłyszeć.- Kell.
Poszłam do swojego pokoju, musiałam wiedzieć więcej. Jedyną pomocną osobą była w tej sytuacji babcia Samantha.
-Babciu, potrzebuję Cię!-zacisnęłam oczy- naprawdę Cię potrzebuję. Musisz mi pomóc.
-Znajdź jezioro w głębi lasu, obok niego leży przewrócony pień, dziesięć kroków dalej
Znajdują się dwa wielkie głazy i jeden mniejszy. Wystarczy, że przesuniesz mniejszy. Tam znajdziesz odpowiedzi. Pospiesz się.- usłyszałam głos babci.
-Co tam jest? Jak to znajdę?- niestety nic więcej nie usłyszałam.- Pospiesz się-powiedziałam sama do siebie po czym zerwałam się z łóżka, wciągnęłam przez głowę bluzę. Spojrzałam jeszcze przez okno. Kellin stał w swoim i uważnie mi się przyglądał jakby próbował dowiedzieć się co zamierzam. Chwilę pózniej pojawiła się przy nim blond barbie łapiąc go za ramiona i podciągając do góry koszulkę. Spojrzałam na niego z pogardą i wybiegłam z domu.
Ciemny las, odgłosy zwierząt, obawa przed Pattem górowały nad moim spokojem. Jednak nie mogłam się poddać, liczył się czas, choć nie wiem dlaczego. Wiedziałam tylko, że aby znaleźć odpowiedzi muszę dostać się do wyznaczonego miejsca. Przez godzinę błąkałam się po lesie, szukając jeziora, do którego przypadkowo kiedyś dotarłam. W końcu poczułam nawiew orzeźwiającego powietrza, to musiało być tam. Kierowałam się orzeźwiającym wietrzykiem aż dotarłam do jeziora. Rozejrzałam się za przewalonym drzewem, znajdował się po mojej prawej stronie. Postąpiłam zgonie ze wskazówkami, które doprowadziły mnie do głazów. Nogą przesunęłam w lewo mały kamień, dzięki czemu dwa ogromne rozsunęły się ukazując wejście do ciemnej jaskini. Wzięłam jedną z pochodni znajdujących się na ścianie i oświetliłam nią pomieszczenie. Przyglądałam się wnętrzu, które wypełnione było głownie starymi księgami. Na środku stał stary skórzany fotel a naprzeciwko niego stół z jakimiś ziołami. Weszłam głębiej by móc lepiej się wszystkiemu przyjrzeć.
-Clarisso- usłyszałam ciepły, znajomy mi głos za plecami.
-Tata?-łzy wypełniały moje oczy, odwracając się spostrzegłam wysokiego bruneta z lekkim zarostem o zielonych oczach. Stał patrząc na mnie i uśmiechał się delikatnie. Podeszłam bliżej, chciała go przytulić, dotknąć lecz gdy wyciągnęłam rękę odsunął się.

-Jestem duchem, skarbie.
-Tato, to nie ma znaczenia, jesteś tu- mówiłam ocierając łzy.
-Moja córeczka, moja piękna, dojrzała córka.
-Pomóż mi, proszę, musisz mi pomóc.
-Clarisso, nie mogę. Żyjesz w normalnym świecie, nie mogę zaburzyć twojej rzeczywistości.
-Jeżeli chcesz powiedzieć, że mieszkanie obok wilka, prawda o tym kim się naprawdę jest, porzucenie przez matkę, smierć babci Samanthy, spotkanie łowcy czarownic, chwilowa smierć i przeżycie jakiego rytuału jest normalnym światem no to pozostaje mi tylko złożyć gratulacje i owacje na stojąco.
-Uparta jak ... Zaraz... Została Ci odebrana moc?
-Dokładnie tak. A teraz muszę powstrzymać Łowcę przed kolejnymi działaniami.
-Niedobrze, bardzo niedobrze.
-Powiedz mi jak uaktywnić w sobie czarną magię?
-Clarisso, nie możesz tego zrobić- przetarł dłonią czoło.- To Cię pochłonie, będziesz chciała tylko więcej i więcej aż skończy się na przywoływaniu demonów. Miałaś w sobie magię mojej matki Annet Welles, była ona silna lecz czysta oraz po moim ojcu i mnie Royalósw. Od setek lat nie słyszano o takim przypadku. Kiedy uaktywnisz magię Royalósw, czysta magia Wellesów zamieni czarną podwajając twoją siłę i zdolności. Jedyną osobą dorównującą Ci będzie Joahim Royals, mój brat, który będzie chciał Cię zabić.
-Dlaczego miałby to zrobić?
-Istnieje grupa nadprzyrodzonych, która kontroluje życie nadnaturalnych. Taka czarownica jak Ty byłaby ogromnym zagrożeniem dla naszego świta. Musieliby Cię wyeliminować.
-Dam sobie radę, nie będę się wychylać.- nalegałam.
-Skarbie, wystarczy, że ktoś z czarowników, wilków, wampirów spostrzeże twoje umiejętności doniesie o tym Casado. Nie bedą mieli problemu z wytropieniem Cię.
-Skąd to wiesz?
-Bo właśnie w ten sposób zginąłem.
-Jak to?- przeraziłam się.- twój własny brat Cię zabił?
-Nie chciałem się do nich przyłączyć, nie wiedział, że noszę inne nazwisko, bo zostałem adoptowany.
-To go nie usprawiedliwia.
-Nie mogę skazać Cię na smierć.
-Nie zrobisz tego, proszę Cię jedynie o pomoc, bym mogła znaleźć i powstrzymać Pattrica, zabójcę babci Samanthy jak i prawie mojego.
-Pattric Wood zabił Samanthę? Pozbawił Cię magii?
-Tak, jest łowcą.
-Wrócił, by pomścić ojca zajmując jego miejsce...Wybije wszystkich czarowników..
-Dlatego musisz mi pomóc.
-Ktoś nadchodzi, przesuń kamień na miejsce. Wróć tu jutro z rana a otrzymasz to czego chcesz.
-Kocham Cię tato.
-Ja Ciebie też kocham, Clarisso.- powiedział po czym zniknął gasząc pochodnię.
Postąpiłam zgodnie z nakazem ojca. Wychodząc na zewnątrz ogarnął mnie chłód nocnego lasu. Rozejrzałam się dookoła jednak nikogo nie zauważyłam. Ruszyłam więc przed siebie nie za bardzo wiedząc, w którym kierunku się udać aż w końcu się zgubiłam.
-W czymś pomóc?- z ciemności wyłonił się Kellin.

-Nie, dziękuję. Dam sobie radę.-usiadłam, żeby odpocząć- Gdzie Ken zgubił swoją barbie? Mówiłam Ci, że nie powinniśmy się widywać.
-Nie zawsze robię to co powinienem.
-Zupełnie Cię nie rozumiem.. - zaczęłam.
-Ja za to nie rozumiem dlaczego o północy włóczysz się po lesie.
-Pilnuj swojego nosa i dupy swojej dziewczyny- zadrwiłam.
-Ona nie jest moją dziewczyną.
-Ahh. No tak, wybacz, kolejnej przygody. Zaliczone, można odhaczyć.
-Nie powinnaś wierzyć we wszystko co usłyszysz.- mięśnie jego szczęki napięły się.
-Nie zawsze robię to co powinnam.
-Moje własne słowa użyte przeciw mnie. Ałć, to boli.
-Łącze się w żalu.
-Lubię, kiedy jesteś zazdrosna.
-Ja zazdrosna? Nie pochlebiaj sobie.
-Clary, przestań- kucnął przy mnie.- Przecież wiem, że Cię pociągam.
-Ani trochę- skłamałam czując jak buzują we mnie hormony.
-Potrafię wyczuć ludzkie emocje bardziej niż zwykły śmiertelny.
-Tak, więc co teraz czuję?
-Jesteś podniecona. Najchętniej zdarłabyś ze mnie ubranie i wtopiła się w moje soczyste usta.- cóż nie powiem, że tu musiałam przyznać mu rację. Lecz ciągle przed oczami miałam tą blond niunię.
-Twoje zmysły Cię zawodzą. A teraz byłabym wdzięczna gdybyś w czymś mi pomógł.
-Mam się rozebrać?- uśmiechnął się nonszalancko.
-Powiedz mi proszę, którędy dojdę do domu?
-Co dostanę w zamian?-podał mi rękę, pomagając mi wstać.
-Na kawę za późno.
-Na drinka w sam raz.
-Niech będzie.


-Za mną proszę-podał mi dłoń, niepewnie na nią spojrzałam.-Mam lepszy wzrok od Ciebie,  nie chciałbym żebyś straciła przednie zęby.- ujęłam ją.

piątek, 18 marca 2016

Strona!

Żeybyście mogli być na bieżąco specjalnie dla Was utworzyłem stronę na Facebooku! Zapraszam na
 https://www.facebook.com/The-World-of-Fantasy-1695817160674717/?ref=ts&fref=ts
Zostawcie łapkę w górę! :) :*

środa, 17 lutego 2016

Incredible cz. 4

Kilkukrotnie lustrowałam wzrokiem pierwszą kartkę księgi. Widniały na niej stare zapiski, w które dogłębnie się wczytałam. Mówiły one o genezie rodziny Royals'ów, jednego z najpotężniejszych rodów czarnoksiężników. Wywnioskowałam z tej całej bełkotaniny, że każdy z nich posiadał w sobie ukrytą magię, która ujawniała się, gdy tylko byli na nią gotowi. Na kolejnych stronach pojawiały się porady jak opanować swą magię. Chcąc jak najwięcej dowiedzieć się na ten temat szybko przerzuciłam stronę lecz moim oczom ukazały się strzępy pozostawione po wyrwanej kartce a na kolejnych były już tylko przepisy na przeróżne eliksiry. Nie mogłam pojąć jednego, dlaczego księga ojca skupiała się na Royals'ach skoro on sam był z rodu Black'ów?  I kolejne pytanie, do czego było mu to wszystko potrzebne? Sam musiałby być czarnoksiężnikiem... To wszystko brzmi jak jeden wielki żart. Ale w takim razie czy sytuacja w lesie, nagrzanie klamki, zatrzaśnięcie się drzwi były tylko wytworem mojej wyobraźni? Czy to właśnie ona płata mi figle? Przecież to wszystko można logicznie wytłumaczyć. Słońce nagrzało zewnętrzną stronę klamki a drzwi zatrzasnęły się na skutek przeciągu. A co z zamarzniętym pniem, który po chwili juz nim nie był? Postanowiłam, że muszę zachować to w sekrecie, w innym wypadku ludzie uznają mnie za wariatkę i skończę w wariatkowie.
Postanowiłam, że wybiorę się jutro do biblioteki, może tam znajdę coś przydatnego. Z zamyślenia wyrwał mnie cichy stukot w okno. Spojrzałam w jego stronę lecz nikogo w nim nie było, no cóż, raczej nikt nie zapukałby w szybę znajdującą się na piętrze. Podeszłam bliżej i zerknęłam ku dołowi. Stał tam nie kto inny jak Kellin trzymający w garści małe kamyczki. Chwyciłam za ramę okna i podciągnęłam je do góry.

- Czego chcesz?- szepnęłam. Wiedziałam, że mimo to mnie usłyszał.
- Pogadać -stwierdził.
- Znalazłeś sobie idealną porę na pogawędki.- stwierdziłam, gdy do moich uszu dobiegł dźwięk zegara z salonu wybijającego północ.
- Odsuń się.
- O co ci chodzi?- mimowolnie wykonałam polecenie. Nim zdążyłam otworzyć usta, by dać mu reprymęde za nękanie mnie po nocach, Kellin stał już obok mnie.- Jak  to. Nie zdążyłaś się jeszcze o tym przekonać?
- Jeszcze raz nazwij mnie jakąś kreaturą- podeszłam bliżej niego- a wybiję ci zęby.
- Z tym akurat będzie problem- pochylił się- mam bardzo mocną szczękę- jego miętowy oddech odbijał się od mej porcelanowej skóry. Przyłapałam się na tym, że przez chwilę czekałam na jakiś jego ruch lecz zacisnęłam powieki i wróciłam do rzeczywistości odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
- Skończ już z tą głupią gadką. Nie potrafię się zmieniać, nie mam wyostrzonego słuchu ani nie potrafię skakać na taką odległość- wskazałam w stronę okna.
- Nic z tego nie rozumiem. Widziałem jak twoje rany regenerują się zaledwie w ciągu kilkunastu sekund. To nawet szybciej niż u pospolitych... Wilków.
- No dobrze...- wzięłam długopis z biurka - zobaczmy.
- Co ty..- urwał, gdy zobaczył jak unoszę długopis w górę i celuję nim w moją otwartą dłoń.- Nie rób tego- w zadziwiającym czasie złapał moją rękę, która leciała już w dół.
- Chcę to zobaczyć- stwierdziłam i wbiłam długopis w środek dłoni i wrzasnęłam. Chwilę później wyciągnęłam przedmiot z krwawiącej już rany. Uniosłam dłoń do góry i przyglądałam się równie zaciekawiona jak i Kellin. Mijały sekundy, minuta, kolejne minuty i nic się nie działo.
- Nie rozumiem..- zmarszczył brwi.- przecież sam widziałem..
- Mówiłam.- wypomniałam mu, choć sama byłam zdziwiona brakiem regeneracji. Potwierdziły się tylko moje przypuszczenia. To wszystko mi się tylko wydawało. Może miałam jakieś rozdwojenie jaźni.
- Moja kolej- stwierdził i powtórzył moją czynność. Jednak jego rana natychmiastowo się zagoiła.
- Kellin, to wszystko bez sensu. Nie jestem jakaś wyjątkowa, jestem nastolatką z normalnymi problemami. Błagam cię, zrozum to w końcu.- spojrzałam w jego ciemne, prawie czarne oczy.
- Clary.. Ty coś ukrywasz, nie wiem, może potrafisz to kontrolować ale wiem, że nie jesteś normalna i dowiem się o co chodzi- zabrzmiało to jak ostrzeżenie a może bardziej groźba.

- Wynoś się- koniec uprzejmości, przesadził.
- Clary.
- Idź już! Jesteś jakimś świrem! - wrzasnęłam.
Wychodząc a raczej wyskakując spojrzał na księgę leżącą na łóżku.
- Skąd to masz?- jego oczy zabłysnęły.
- Co cię to obchodzi?!
- Pytałem skąd masz tą księgę- warknął.
- Z biblioteki idioto. Chyba tylko tam znajdują się stare książki. Wynocha powiedziałam!- wyskoczył przez okno a ja krzyknęłam za nim- i nie chcę cię tu juz nigdy widzieć!- zatrzasnęłam okno a szyba w  nim niebezpiecznie się zatrzęsła.
Pełna mieszanych uczuć przebrałam się w dres, odłożyłam książkę do skrytki i położyłam się do łóżka. Skoro Kellina tak zaciekawiła księga to musi coś o niej wiedzieć. A jeśli coś wie na jej temat to może mógłby mi pomóc. Nie.. To głupie!

-Wychodzę!- krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź babci zamknęłam za sobą drzwi.
Pogoda była cudowna. Bezchmurne błękitne niebo, na którym spoczywało rażące słońce. Jego promienie oplatały moją twarz kończąc na ramionach. Z tego co słyszałam to takie poranki w Danvers są rzadkością, a szkoda.
-Witaj sąsiadko!- usłyszałam za plecami głos Kellina, który zignorowałam.- Gdzie to się wybieramy?-zapytał, gdy dotrzymał mi kroku. Lecz ja dalej szłam w milczeniu.- Clary chyba się nie gniewasz za wczoraj?- nie odpuszczał.

-Daj mi spokój.- zatrzymałam się na przystanku autobusowym.
-Zrozum, ja po prostu próbuję się tylko dowiedzieć...
-Nie interesuje mnie czego próbujesz. Mam już Ciebie dosyć! Ciągle za mną chodzisz, nie dajesz mi spokoju, doszukujesz się bezsensownych bzdur! Do tego jesteś aroganckim, egoistycznym...
-Przystojniakiem-wtrącił.
-Dupkiem!-syknęłam i wsiadłam do nadjeżdżającego autobusu.

W bibliotece nie było niczego przydatnego o Danvers. Same podstawowe informacje jak liczba mieszkańców czy powierzchnia miasta. Do głowy wpadł mi pewien pomysł.
-Przepraszam- zwróciłam się do bibliotekarki siedzącej za biurkiem- czy znajdę tu jakąś książkę o Salem?
-Rząd trzeci, regał drugi, środkowa półka.- odpowiedziała młoda kobieta o azjatyckiej urodzie.
-Dziękuję.
Podeszłam do wysokiego regału z książkami i już wiedziałam, że za nic nie dosięgnę do wyznaczonej półki lecz mimo tego podejmowałam próby, dopóki nie zauważyłam nad głową obcej ręki.
-Dzięku..- urwałam, gdy napotkałam spojrzenie błękitnych oczu.
-Nie ma za co- uśmiechnął się chłopak tym samym ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Blond grzywka opadła mu na czoło gdy wydał zduszony śmiech.- Jestem Patric Wood, Patt.- wyciągnął wolną dłoń.

-Clarissa Black, Clary- uścisnęłam ją.
-Więc Clary, co robisz w bibliotece w ten piękny sobotni poranek?
-Mogłabym zadać to samo pytanie.- usiadłam przy jednym ze stolików a Patt podążył za mną.
-Jednak ja byłem pierwszy.- uśmiechnął się. Wskazałam palcem na okładkę książki.- Salem? Dlaczego akurat to cię interesuje?- podparł brodę dłonią.
-Może dlatego, że to miasto wcześniej nosiło taką nazwę?- uniosłam brwi.
-Czego konkretnie szukasz? Może będę w stanie pomóc.
-Chciałabym dowiedzieć się czegoś o..
-Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałem- wtrącił Kellin po czym surowo spojrzał na blondyna-  Musimy iść złapał mnie za nadgarstek.

-Kellin co ty..
-Idziemy- zarządził. Patt patrzył chłodno w naszą stronę- musisz uważać na to z kim się zadajesz.

-Mógłbym to samo powiedzieć o tobie.- odwarknął Patric.
-Przepraszam, muszę iść. Dokończymy innym razem- uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Znajdę cię- odpowiedział tym samym i złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni, przez co Kellin szarpnął mnie w swoją stronę.

-O co ci chodzi?- zapytałam, gdy byliśmy już wystarczająco daleko.
-Nie możesz spotykać się z tym gościem.- powiedział ewidentne zły.
-Bo..? -uniosłam brwi a ręce złożyłam na piersi.
-Po prostu nie możesz!- wrzasnął. Nic nie mówiąc wyminęłam go i weszłam do pierwszego napotkanego sklepu.
Okazał się być on sklepikiem ze starymi antykami. Idąc Wolnym krokiem przyglądałam się każdej figurce, naszyjnikowi aż dotarłam do ksiąg.
-Szuka pani czegoś konkretnego?- zapytał starzec o długich włosach wplatającymi się w jego siwą brodę.
-W sumie to... Chciałabym dowiedzieć się czegoś o tym mieście. Z tym, że z dawną nazwą.
-Hmm..Salem.- przyjrzał mi się uważnie i poszedł na zaplecze. Gdy wrócił położył na ladzie dwie książki.- Wyczuwam bijącą od ciebie energię. Przyda ci się rownież ta książka- wskazał na brązową okładkę.
-Ile płacę?
-10$.- bez zastanowienia się, dlaczego cena jest tak niska wręczyłam sklepikarzowi banknot po czym włożyłam zakupy do torby i wyszłam. Zamykając za sobą drzwi wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok i ku mojej uldze nie był to Kellin.
-Łooo. Gdzie tak pędzisz?- złapał mnie za ramiona Patt.
-Spieszę się do domu.-odpowiedziałam.

-Chyba przede mną nie uciekasz?-uśmiechnął się.
-No coś ty.- powiedziałam szybciej niż było to potrzebne.
-Nie słuchaj tego aroganta- spojrzał w bok i zanim zdążyłam zrobić to samo jego usta spoczęły na moich. Stałam bez ruchu nie wiedząc co mam zrobić lecz po chwili otrzeźwiałam i szybko się odsunęłam. Nie to żeby mi się nie podobał, bo jest przystojny ale chyba za bardzo nachalny.

-Muszę już iść.- wyminęłam go i puściłam się biegiem wzdłuż uliczki. Zatrzymałam się tuż za rogiem i wciągnęłam głęboko powietrze. Chwilę pózniej usłyszałam kroki w oddali. Kellin.

-Możesz mi coś wyjaśnić?- zapytałam zasapana, gdy go dogoniłam. Lecz on nie odpowiedział, dalej kroczył dumnie przed siebie- słuchasz mnie?- dalej brak reakcji.- okej, jak chcesz.
Zawróciłam na przystanek autobusowy i pojechałam najwcześniejszym autobusem do domu.

niedziela, 31 stycznia 2016

Przepraszam za tak długą nieobecność... Szkoła i te sprawy... Jutro postaram się dodać kolejną część ;)